środa, 15 kwietnia 2009

Wakacyjne plazowanie

Po dlugim oczekiwaniu wreszcie doczekalismy sie wymarzonej podrozy.
Juz na dwa tygodnie przed swietami pytano nas co bedziemy robic przez wakacje. Tak, tak - przez wakacje. Bo trzeba zaznaczyc, ze to jest wazniejsze niz tradycje religijne. Mimo, iz w niektorych miastach Meksyku odbywaja sie ponoc niesamowite pasje.

Za cel naszej wyprawy obralismy sobie Puerto Vallarta.
Dlugo dyskutowalismy nad kwestia wyboru miejsca do plazowania, zwlaszcza ze blizej od nas jest na pewno do Acapulco. Jednak sugerujac sie wskazowkami rdzennej ludnosci padlo na wybrzeze zachodnie. Co najciekawsze, wiekszosc osob, ktora zachecala nas do wybrania wlasnie tego miejsca nigdy tam nie byla. Rezultat - zostalismy skierowani do najbardziej luksusowej dzielnicy w calej okolicy, ktora nie pogardzilyby nawet gwiazdy Hollywood :) Nas jednak na takie luksusy jeszcze nie stac, wiec musielismy zadowolic sie miejscem dla zwyklych smiertelnikow.

Tym razem, wyruszajac w podroz, mielismy dwa postanowienia.
Po pierwsze nic nie robic, a zwlaszcza odpuscic sobie zwiedzanie i tym podobne.
Po drugie, zobaczyc plaze i wykapac sie w oceanie.

Oba cele zostaly zrealizowne w 100 procentach!

Zaczelismy od zjedzenia pysznego sniadania na plazy. Jako, ze czas byl swiateczny postanowilismy postawic na jajka i z menu wybralismy te najmniej ostre czyli "a la mexicana". Przepyszna mieszanka jajek, pomidorow, cebuli i jalapeños oraz tortilli nie byla wcale taka lagodna. Jednak w sam raz nadala sie na rozpoczecie egzotyczej laby.

Po sniadaniu zdecydowalismy sie na wystawienie na widok publiczny calej naszej bladosci.
Postanowilismy cos z nia zrobic wiec wysmarowalismy sie kremem z najmocniejszym dostepnym filtrem i rozlozylismy sie na recznikach. Wydawaloby sie, ze przy takim filtrze nic nas nie ruszy, jednak nastepnego dnia dotkliwie odczulismy wszystkie miejsca, o ktorych posmarowaniu zpomnielismy tj.: stopy i plecy.
Tym samym, nastepnego dnia roznilismy sie od otoczenia jeszcze bardziej, bo biel przeistoczyla sie w plomienna czerwien.

Jednak nie tylko karnacja roznilismy sie od pozostalych.
Glowna chyba roznica byl stroj plazowy. Otoz wiekszosc Meksykanow kapie sie w spodenkach i koszulkach, co zwazywszy na sile fal jest wytlumaczalne. Pare razy zostalismy prawie pozbawieni naszych strojow kapielowych...
To jeszcze nie wszystko, Roksane jedna fala wessala i wyrzucila na brzeg po uprzednim obdarciu jej uda na piachu az do krwi!



Na plazy najbardziej zadziwila nas natura. Wspomnielismy juz o sile fal. Najcudowniejsze jednak bylo obcowanie z pelikanami, ktore nawet wsrod turystow polowaly na ryby. Raz po raz nurkowaly dziobem w dol w celu schwycenia swoich ofiar. Ze wzgledu na szybkosc calej akcji trudno bylo uchwycic moment zanurzenia. Oto kilka probek.




Po przygodzie z falami juz tylko Pawel wchodzil do wody. Dzieki czemu ma kilka fotek ze swoich beztroskich zabaw.


Roksana koila bol najlepszymi drinkami swiata: MOJITO...



Na tym zdjeciu noga jeszcze cala a Mojito w reku. Moze to wcale nie przez fale, a mieszanke rumowo-sloneczna doznala pozniejszych obrazen...


No tak, wodne igraszki i alkohol gwarantuja poczucie glodu. To dlatego na plazach roi sie od sprzedajacych pieczone krewetki z limonka.


Taka przekaska nie zaspokoi jednak glodu wymeczonych sloncem i woda turystow. Trzeba bylo sie wybrac na poszukiwanie jakiegos miejsca obfitego w pieczone rybki i ceviche :)



Po obiedzie spedzilismy jeszcze kilka chwil na plazy i blakajac sie wsrod uliczek w centrum.
Postanowilismy tez wybrac sie nastepnego dnia na plaze na polnoc od miasta.
I bardzo szybko pozalowalismy naszego wyboru.
Na plazy w Punta de Mita zostalismy moze piec minut. Byla brudna, niezadbana i pelna rybich szkieletow. Nie zachecily nas nawet lodzie oferujace turystom wyprawe na poszukiwanie wielorybow. Zapach i wyglad calej okolicy byl odstraszajacy.
Kolejna plaza rowniez przeznaczona byla bardziej dla okolicznej ludnosci niz dla turystow. Zaskoczyla nas jakosc spedzania wolnego czasu przez Meksykanow. Po pierwsze nikt chyba nie mial recznika, wszyscy siedzieli na plastikowych krzeslach poustawianych wokol uginajacych sie pod ciezarem jedzenia stolow. Krzesla rowniez sie uginaly - te pod wplywem ciezaru jaki na nich przebywal. Calosc sprawiala nieprzyjemne wrazenie, ze wszyscy obecni przyszli sie tu tylko najesc i wziac udzial w konkursie "kto wazy wiecej". Po kapieli, przyjemnej ze wzgledu na mala ilosc osob w wodzie, bardzo szybko opuscilismy to miejsce i powrocilismy do znajomych plaz w centurm miasta.
Wprawdzie bylo juz popoludnie, ale spod parasoli, pod ktorymi rozkoszowalismy sie krewetkowymi fajitas i nachosami, rozciagal sie ponizszy widok.


Cala wyprawa byla bardzo udana. Wypoczelismy od pracy i Querétaro. Ludzi, wbrew pozorom, nie bylo duzo. Niektore plaze miejskie byly wrecz puste.
Jednak wyprawa ta nie konczyla sie tyko na plazy. Duza jej czesc spedzilismy w samochodzie, jako ze Puerto Vallarta znajduje sie jakies 9 godzin jazdy od naszego domu.
Te druga stone weekendowego wyjazdu opiszemy niebawem. Bedzie troche kulinarnie.
Zapraszamy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz