środa, 30 września 2009

Co zyje na Costa Esmeralda?

Costa Esmeralda jest czescia wybrzeza Zatoki Meksykanskej. Do jej plaz dotarlismy przy okazji zwiedzania El Tajin. O dziwo jest to region bardzo rzadko odwiedzany nie tylko prze turystow, ale rowniez przez tubylcow. W efekcie w sierpniu i przy bardzo dobrej pogodzie plaze sa praktycznie wyludnione. Oprocz nas, nad brzegiem morza wypoczywaly moze ze dwie rodziny. Co nie znaczy ze plaza byla calkiem pusta. Okazalo sie, ze miejsce ludzi chetnie zajely... no wlasnie, zobaczcie sami.

niedziela, 27 września 2009

El Tajin

Ruiny miasta El Tajin sa jednym z piekniejszych miejsc, ktore udalo nam sie do tej pory zobaczyc. Przyjezdzajac do tego miejsca nie spodziewalismy sie takiej egzotyki. Miasto zalozone przez cywilizacje Totonakow polozone jest bowiem w stanie Veracruz, ciagnacym sie wzdluz wybrzeza Zatoki Meksykanskiej. Stan ten slynie z wysokich temperatur oraz duzej wilgotnosci.
My nie przewidzielismy az takiego upalu, dlatego tez kiedy tylko sie dalo chronilismy sie przed sloncem uciekajac do cienia i kupujac u tutejszej ludnosci napoje. Co przemyslniejsi Meksykanie przechadzali sie wsrod zabytkowych budowli z parasolkami.

El Tajin jest polozone wsrod gesto zarosnietych wzgorz, co jest cecha wyrozniajaca go sposrod zwiedzanych przez nas dotychczas piramid. One same rowniez sa wyjatkowe przez ciekawe ksztalty, ktore zostaly im nadane przez Totonakow. Zwlaszcza piramida nisz, ktora przypomina nieco azjatyckie swiatynie.

Oto rzut oka na caly kompleks budowli:



A ponizej cztery piramidy otaczajace plac "Del Arroyo":








W tle widok na wspomniana juz najslynniejsza budowle El Tajin - Piramide Nisz. Jest ona tak charakterystyczna, ze tablice rejestracyjne stanu Veracruz sa ozdobione jej podobizna.













W centralnej czesci stanowiska znajduje sie budynek powiecony Tajinowi, bogowi gromu i deszczu. Jego figurka znajduje sie przy glownych schodach prowadzacych na wierzcholek piramidy.








A oto kilka zblizen piramid.







I nasza ekipa zmeczona zwiedzaniem w pelnym sloncu.





Wokol stanowiska archeologicznego znajduje sie pas zieleni o ktory dbaja tutejsze wladze. W ogrodach mozna natknac sie na takie ciekawostki jak dojrzala kisc babanowca czy rosliny doniczkowe o imponujacych ksztaltach.









Na sam koniec zwiedzania nie sposob uniknac wszechobecnych kramow z pamiatkami. Po posilku i nabraniu sil na negocjacje handlowe poddalismy sie goraczce zakupow i oczywiscie ulubionej czynnosci turysow - targowania sie. Jak zwykle udalo nam sie spuscic pare groszy a podsumowujac i tak wydac niemalo. Ale czego nie robi sie dla przyjemnosci.







Bardzo polecamy wizyte w El Tajin. Zwlaszcza ze wzgledu na mala ilosc turystow oraz na dosc mala ingerencje w wyglad zachowanych piramid. Wprawdzie nie wygladaja jak od linijki, ale za to sa autentyczne.

cdn

piątek, 25 września 2009

El Vuelo de los Voladores

Podczas jednej z naszych wycieczek odwiedzilismy El Tajín, ruiny miasta zalozonego przez Totonakow. Oprocz bardzo dobrze zachowanych piramid, turystow przyciaga do tego miejsca rytual zwany "El Vuelo de los Voladores". W obrzedzie uczestniczy pieciu mezczyzn, ktorzy swoj wystep zaczynaja od tanca wokol 30-metrowego metalowego slupa. Taniec wykonywany jest do melodii wygrywanej na fujarce przez jednego z nich. W dalszej czesci, jeden z tancerzy wspina sie na wspomniany slup, gdzie siedzac ponad zgromadzonymi wokol turystami wygrywa dalsza czesc melodii. Wtedy 4 pozostalych tancerzy dolacza do niego i przygotowuje sie do lotu. W tym celu okrecaja liny wokol slupa i przywiazuja sie do ich konca. Wyglada to mniej wiecej tak:



Najbardziej zatrwazajacym momentem calej atrakcji jest moment, w ktorym muzykant wstaje i na wierzcholku slupa - ciagle grajac na fujarce - zaczyna podskakiwac raz na jednej, raz na drugiej nodze. Ow wyczyn grajka zostal przez nas nagrodzony wybuchem smiechu, ktory mial wyrazic nie tyle podziw dla jego odwagi ile szalenstwo jego przedsiewziecia. Kiedy reszta jego kompanow byla juz przygotowana do skoku, zaczelo sie wspaniale widowisko. Zreszta zobaczcie sami.





Widowisko bylo wspaniale. Mamy nadzieje, ze mimo naszych srednio-udanych prob jego nagrania, rowniez mogliscie go docenic.

niedziela, 13 września 2009

W deszczu motyli

Poza Las Pozas, Xilitla oferuje zwiedzajacym rowniez i inne atrakcje. Niewatpliwie jedna z najciekawszych, zwlaszcza dla meskiej czesci druzyny, jest przejazdzka quadami. I to przejazdzka nie byle jaka, bo trwajaca prawie dwie godziny jazda w towarzystwie pilota, opowiadajacego co jakis czas o okolicznych tajemnicach, zwyczajach i widokach.

Po krotkim przyuczeniu chlopakow do obslugi sprzetu, ruszylismy w droge. Trasa byla bardzo roznorodna, co pomagalo nam od czasu do czasu unikac lejacego sie z nieba zaru.

Poczatkowo przebylismy pare kilometrow droga asfaltowa. Nasza ekipa w calosci prezentowala sie nastepujaco.


A oto nasze rumaki.


Na cale szczescie bardzo szybko zjechalismy na drogi polne otoczone ranczami pelnymi bykow, zielone laki ozdobione szarymi kamieniami oraz plantacjami kawy.

Uzbrojeni w aparat oraz kaski marki Black Diamond napawalismy sie pieknem przyrody.

Na naszej drodze co jakis czas pojawialy sie przeszkody. Raz byly to plyty, na ktorych, w przeciwienstwie do naszego pilota, mielismy sie utrzymac majac kamienie pomiedzy kolami.

Innym razem byly to kaluze blota, co jednak przysporzylo nam wiecej zabawy niz problemu.

A jeszcze pozniej przeszkoda okazaly sie motyle chlodzace sie w blotnistym basenie :)

Motyle strasznie sie nam podobaly, jednakze musielismy je sploszyc, aby moc kontynuowac nasza wedrowke. Dzieki temu poczulismy sie nieco bajkowo , jakby przejezdzajac przez chmure zoltych owadow...

Nastepnie, oprocz krotkiego studium krzewu kawowca, wylawialismy na horyzoncie ciekawe ksztalty okolicznych szczytow, lak i wsi...




Przejezdzalismy rowniez przez mini-wioski, skladajace sie z doslownie kilku domow. Jako ciekawostke przyjelismy do wiadomosci obecnosc w takich malenkich miejscowosciach kampanii wyborczej i ...

wszechobecnych marek komercyjnych!

Po okolo 2 godzinach jazdy bylismy nieco zmeczeni upalem i niesamowicie glodni. Mimo to, usmiechy nie schodzily z naszych twarzy.

Jak najbardziej polecamy uczestnictwo w podobnych przejazdzkach...

czwartek, 10 września 2009

Xilitla

Niedziele 22 sierpnia spedzilismy bardzo intensywnie. Dzien rozpoczelismy od pożywnego meksykańskiego śniadania, aby mieć siły na atrakcje czekajace nas w Xilitli.
Bedac w Xilitli, ktora na pierwszy rzut okna wydaje się być meksykanskim odpowiednikiem Monaco (ach te wiezowce!) nalezy odwiedzic park zbudowany przez Edwarda James´a. Ow surrealistyczny park tzw.: “Las Pozas” to połączenie tropikalnej roślinności oraz betonowych budowli/rzeźb zaprojektowanych przez wspomnianego juz artystę ekscentryka.






Jest to miejsce tłumnie odwiedzane przez turystόw, nic dziwnego biorąc pod uwagę panujący tu mikroklimat, egzotyczną roślinność i możliwość wykąpania się w kryształowo czystej wodzie np. tuz nad brzegiem… wodospadu.




Poza kapielą w tym egzotycznym środowisku park jest prawdziwym rajem dla kochających spacery. Jest tu mnόstwo drόżek lepiej lub gorzej widocznych, połączonych ze sobą w jeden wielki labirynt. Na drodze zwiedzających czeka wiele niespodzianek, jak np.:
Fontanna ukryta wśrόd bujnej roslinności….



Betonowe rzeźby w przerόżnych kształtach…



Strumyk i wodospady…




Oraz dziwne budynki




Udało nam się rόwnież wdrapać na drewniany dom zbudowany w koronach drzew, skąd rozciągał się przepiękny widok na miasto i “dżunglę”.



Jednakże, dzięki temu miejscu można spacery znienawidzić. Zwłaszcza kiedy wybierze się ścieżkę prowadzącą pod gόrę, w głąb lasu, w kierunku przeciwnym do wyjścia, a wszystko to w środku dnia, kiedy temperatury osiągają swoje najwyższe wartości! Nawet przy dobrej orientacji można się pogubić! Tak też było w naszym przypadku, kiedy to dopier po około 0,5 godzinie odnaleźliśmy droge spowrotem.

Nic po tym niesmakuje tak dobrze jak świeża lemoniada i … przejażdżka na quadach, o czym w następnych postach…