środa, 28 stycznia 2009

Krater


W zeszlą niedziele w końcu udalo nam sie pojechać w miejce polecane przez lokalnych wspinaczy - do krateru starego wulkanu w Valle de Santiago. Jeszcze 10 lat temu krater wypełniony był słoną wodą, która zniknęła całkowicie, a na dnie pozostała
jedynie biała warstwa soli. Odsłoniły się skalne ściany krateru wysokiego na około 50 metrów.

Przed wspinaniem zatrzymaliśmy sie w centrum Valle de Santiago – typowe małe meksykańskie miasteczko z placem centralnym polozonym przy głównym kościele miasta. Największą zaletą takich miejsc jest to, że można tu bardzo dobrze i tanio zjeść. Zakochaliśmy sie w małych, obskurnych barach z klasycznymi meksykańskimi przekąskami . Torta czyli buła z posiekanym mięsem nigdzie lepiej nie smakuje:)


Krater z góry wyglądał obiecująco. Piękny mur skalny widoczny był na całym obwodzie krateru. Nie mogliśmy jednak wypatrzeć żadnego wspinacza.



Uprawianie sprotu w Meksyku jest niestety bardzo mało popularne, co widać na każdym kroku. Rolki które tu przywiezliśmy możemy zabrać przy najbliższej okazji do Polski, bo w ogromnym Queretaro nie ma ani jednego parku, żadnej alejki gdzie mozna by pojezdzić. Ze wspinaniem jest niestety podobnie. Mimo ogromnej ilości skał, wspinaczy jest bardzo mało a punktów asekuracyjnych prawie nie ma. Tak tez było w kraterze – ringi i spity były widoczne tylko na bardzo trudnych drogach. Gdyby na naszej jurze było takie miejsce, napewno pojawiłyby sie setki drog i wisiałaby lina przy linie. Tutaj podczas słonecznej niedzieli nasza lina była jedyną...


Na koniec wizyty w wulkanie postanowiliśmy zejśc na biale dno przedzierając sie przez krzaki i przeklinając na nie, bo czepiają sie du ubrań jak rzepy.



środa, 21 stycznia 2009

Quinceañera


W ostatnia sobote wreszcie udalo nam sie zobaczyc jak wyglada prawdziwa zabawa w Meksyku.

Dzieki zaproszeniu od Christiano (osobnik w czerwonym krawacie na zdjeciu ponizej) poznalismy pare zwyczajow panujacych w tych okolicach.

I to nie byle jakich. Okazja do swietowania byly 15ste urodziny jego corki, czyli najwazniejsze wydarzenie w zyciu kazdej tutejszej dziewczyny. Wtedy bowiem odprawia sie na ich czesc wielkie swieto, przypominajace nasze wesela: panny ubiera sie w bogate suknie i zaprasza sie setke gosci. Podczas uroczystosci ofiarowuje sie im ich ostatnia zabawke (lalke), ktora jest symbolem przejscia z wieku dzieciecego w dorosly.


Fiesta zaczela sie msza odprawiana dla solenizantki. Specjalnie dla niej, ksiadz wyglosil kazanie. Jednak wbrew temu co slyszelismy przed uroczystoscia wcale nie zniechecal jej do szybkiego dorastania. A wrecz zasugerowal, ze Maryja w jej wieku miala juz dziecko....



Po mszy, zaczela sie prawdziwa zabawa. Na poczatku na gosci czekal cieply poczestunek.

Wygladal gorzej niz smakowal, ale mimo to zadne z nas nie tknelo znienawidzonej przez nas fasoli (ta brazowa papka na srodku). Odwazylismy sie jednak sprobowac papryczek widocznych w tle.

Dobrze ze bylo duuuuzo coli do popicia :)

Jako, ze w Meksyku nie laczy sie posilkow z trunkami, prawdziwa zabawa zaczela sie dopiero pozniej. Co - jak widac na zdjeciu - wywolalo ogolny entuzjazm. Zapewniam - prawdziwa tequila :)


Kolo polnocy czekala nas slodka niespodzianka. Mniami.



Najciekawsza czescia imprezy byly tance przygotowane przez solenizantke i jej kolegow, jak rowniez rytual koronacji i ofiarowania jej ostatniej zabawki.



Na zdrowie.


Dla nas, jako dla obcokrajowcow interesujace wydaly sie rowniez inne aspekty zabawy.
Jednym z nich byl np. taniec do tradycyjnej muzyki w wydaniu uwspolczesnionym. Takie gibanie sie z lewa na prawo ;)
Kolejnym, wyglad gosci. W przeciwienstwie do Europy, tutaj bardziej stroja sie mezczyzni. Zwlaszcza jesli chodzi o uczesanie. Tony zelu to najnormalniejsza w swiecie rzecz dla mlodego Meksykanina. Troche starsi z sentymentem wracaja do strojow rodem z Dziekigo Zachodu...



Po wszystkich ceremoniach my tez mielismy okazje sie pobawic...



niedziela, 11 stycznia 2009

Queretaro



Po trzech miesiacach pobytu w Queretaro, wreszcie udalo nam sie zwiedzic wszystko co jest warte zobaczenia w miescie. No moze oprocz muzeum... Miasto jest bardzo rozlegle i sklada sie z wielu dzielnic, z ktorych kazda sprawia wrazenie osobnego miasteczka. Ponadto jest ono polozone na kilku wzgorzach, co pozwala na ogladanie panoramy miasta z roznych perspektyw.



Najladniejsze jest oczywiscie samo centrum, w ktorym znajduje sie kilka placow. Starowka zostala zbudowana w stylu kolonialnym i jest bardzo kolorowa. Zapewne dlatego zostala wpisana na liste UNESCO.








Oprocz centrum, glowna atrakcja jest Convento de Santa Cruz, do ktorego sciagaja pielgrzymki z okolicznych stanow. W klasztorze znajduje sie ponoc cudowne drzewo, ktorego igly krzyzuja sie tworzac liczne male krzyze. Nam niestety nie bylo dane ich zobaczyc ze wzgledu na zbyt wielka liczbe pielgrzymow, ktora akurat w dzien naszych odwiedzin przyjechala do klasztoru.


Nas najbardziej zachwycila rzezba indian znajdujaca sie przed glownym kosciolem. Swoja droga kultura indian oraz tradycja chrzescijanska tworza tu niesamowita mieszanke: jednoczesnie przenikaja sie wzajemnie i uzupelniaja, istnieja rownolegle ale bez konfliktu. Najlepszym dowodem na to jest praktykowanie obrzedow poganskich (kult smierci) w odniesieniu do religii katolickiej np. w Swieto Zmarlych.










Interesujacy jest tez park Cerro de las Campanas, ktorego historia laczy sie z panowaniem w tej czesci Meksyku cesarza Maksymiliana. W kaplicy na szczycie wzgorza znajduje sie krzyz wykonany z drewna ze statku, na ktorym przyplynal tu Maksymilian. Park stanowi piekne tlo do zdjec m.in. slubnych, jednak my trafilismy tutaj na swieto, ktorego w Polsce sie nie obchodzi. Otoz kazda mloda panna na 15 urodziny dostaje od rodzicow suknie, rozniaca sie od slubnej tylko kolorem, a na jej czesc organizowane jest przyjecie na 50 – 100 gosci. W tym wieku dziewczyna staje sie kobieta. W przyszly weekend wybieramy sie na taka impreze mimo, ze nie znamy jubilatki. Bedzie o czym opowiadac.





Ponizej pomnik gorujacy nad parkiem. O tyle ciekawy, ze nie rzezbiony w kamieniu, ale w posklejanych ceglach :)




W Queretaro istnieje wiele innych ciekawych obiektow polozonych w oddaleniu od centrum np. El Pueblito, jedna z dzielnic miasta, w ktorej pare lat temu odkryto piramide. Pueblito wlasciwie mozna by nazwac miasteczkiem, poniewaz posiada swoje wlasne centrum, swiatynie, a nawet zabytek w postaci wspomnianej piramidy. Znajduje sie on bardzo blisko naszego domu, ale odkrycie go zajelo nam prawie 3 miesiace! O dziwo, bo po fakcie okazalo sie, ze piramide widac niemal z naszej ulicy. Jest to przepiekna dzielnica, w ktorej na ulicy mozna zjesc pare typowych przysmakow oraz pochodzic po uroczych, waskich, kolorowych uliczkach.






W Meksyku najbardziej rozczula nas fakt, ze osiolki zyja nawet w milionowych miastach. I wcale im to nie przeszkadza. Prawda, ze ten ponizej sie usmiecha?








piątek, 9 stycznia 2009

Giant´s Causeway jest w Meksyku


To byl drugi dzien zeszlotygodniowej wycieczki.
Postanowilismy nie wjezdzac do Miasta Meksyk, poniewaz bladzenie po nim zmeczylo nas porzadnie poprzedniego dnia.
Tym samym musielismy zdac sie na nasz przewodnik i udac sie na polnoc, w tereny licznych Parkow Narodowych i innych cudow natury. Za cel obralismy sobie Huasca´e, miasto slynace z szesciokatnych formacji skalnych, przypominajacych te irlandzkie. Efekt cudowny, zwlaszcza ze stan do ktorego sie zapuscilismy jest najrzadziej odwiedzanym przez turystow stanem Meksyku.
Skaly najlepiej wygladaly z poblizu kilku wodospadow. Ocencie sami...



W drodze powrotnej zahaczylismy jeszcze o haciende, czyli gospodarstwo, w ktorym niegdys rezydowal pan ziemski wraz ze swoja liczna swita. Obecnie hacjenda, ktora zwiedzalismy, pelni role luksusowego hotelu. Teren, na ktorym sie znajduje jest udostepniony zwiedzajacym, a jego powierzchnia jest naprawde znaczaca.




wtorek, 6 stycznia 2009

Miejsce, w ktorym ludzie staja sie bogami



Och, to byla wyprawa...

Znowu "wpadlo" nam troche wolnego czasu i postanowilismy powloczyc sie po okolicach.

Po dlugich i zawzietych sporach stanelo na piramidach w Teotihuacanie, miescie ktore postalo jeszcze przed nasza era, ale ktore kazdy kojarzy z Aztekami mieszkajacymi tam od VIIw.


Miasto oczarowalo nas swoja wielkoscia i architektura. Zostalo ono zbudowane wzdluz Alei Zmarlych, przy ktorej postawiono najwazniejsze budowle miasta. Na pewno punktem centralnym jest Piramida Ksiezyca, ktora pelnila role swiatyni gdzie kiedys skladano bogom ofiary. Z niej tez rozciaga sie najlepszy widok na cale Teotihuacan. Ponizej Swiatyna Ksiezyca oraz panorama rozciagajaca sie z piramidy.





Kolejna wazna budowla jest Piramida Slonca, wyzsza od pierwszej i widoczna za naszymi plecami na zdjeciu powyzej. Wdrapac sie na nia to nie lada sztuka, tym bardziej ze miasto polozone jest na 2000m n.p.m., a na dodatek nawet w styczniu strasznie doskwiera slonce. Ta piramida moze pochwalic sie podstawa rowna Wielkiej Piramidzie Egiskiej, jednak plusem dla chetnych by wdrapac sie na szczyt jest fakt, ze jest dwukrotnie nizsza.



Kolejna budowla godna uwagi jest Swiatynia Quetzalcoatla czyli Pierzastego Weza, ktorego podobizny zdobia schody swiatyni. Na zdjeciu ponizej widac jej sylwetke. Po tej piramidzie najbardziej widac, ze Teotihuacan odkryto calkiem niedawno, okolo 40 lat temu. Nie sposob sobie wyobrazic, ze wszystko co tu sie znajduje bylo kompletnie przykryte ziemia i roslinnoscia.



W Teotihuacanie, oprocz jego artystycznego wymiaru, zachwycil nas tez jego wymiar kulturowy i to ten wspolczesny. Otoz, pod glownymi punktami turystycznymi, zwiedzajacych napadala chmara sprzedawcow chcaca za wszelka cene ubic interes. W ofercie znajdowaly sie koce z motywami indianskimi, maski, butelki na tequile, bizuteria oraz figurki z obsydianu. Pawel bardzo chetnie przystapil do targowania sie i szlo mu to calkiem sprawnie. Po doswiadczeniach z Chin potrafi zbijac ceny zawodowo :) Wszystko co zaoszczedzil na kupnie maski zostalo wydane na bibelot ze zdjecia powyzej i kieliszki. Dla mnie targowanie sie bylo nowoscia i widok biegnacego za nami handlarza przysporzyl mi wiele radochy :) Swoja droga, w ogole sie do tego nie nadaje...


Oprocz standartowych pamiatek wspomnianych wyzej, w Teotihuacanie dalo sie rowniez nabyc przerozne nakrycia glowy. Zdjecie ponizej jest na to najlepszym dowodem. P.S. Sombrero tu nie wystepuje, o wiele czesciej widac za to mezczyzn w kowbojskich kapeluszach.


Wsrod piramid spedzilismy caly dzien. Po zachodzie slonca postanowilismy udac sie na spoczynek w jakims przydroznym motelu. Okazalo sie, ze motele oferuja swoje uslugi w dwoch kategoriach: pierwsza - wersja standartowa czyli wymeldowanie do godziny 12 dnia nastepnego, druga - wersja 6-godzinna dla wszystkich, ktorym rzad zabronil baraszkowac w miejscach publicznych. A tacy wlasnie nam sie trafili sasiedzi...

Na koniec, kolejne porownanie do Egiptu. Zwiedzanie piramid musialo zakonczyc sie zemsta, jesli nie faraona to innego wladcy. Tutaj nazywa sie to Zemsta Montezumy.

cdwn (ciag dalszy wycieczki nastapi)

Dla wytrwalych wyjasnienie tytulu dzisiejszego posta - jest to tlumaczenie nazwy Teotihuacan.