sobota, 28 lutego 2009

Mexico DF

Dzis nie bedzie chronologicznie. Zamiast nadrabiac zaleglosci postanowilismy narobic sobie "ogonow" i pozniej wrocic do przeszlosci. Lepiej opiszemy ostatnie wydarzenia. A wszystko dlatego, ze ostatnio duzo sie dzialo...

Wreszcie, po paru ladnych miesiacach pobytu w Queretaro odwiedzili nas pierwsi goscie. Dzieki nim mielismy cale dwa weekendy wolne i moglismy cieszyc sie piekna pogoda.

Ponadto, wreszcie odwiedzilismy stolice Meksyku i moglismy w realu skonfrontowac wszystkie zaslyszane opinie o tym miescie.

Przed wyjazdem nasluchalismy sie niemalo opowiesci o tym jak bardzo niebezpiecznie jest na miejscu, ilu ludzi dziennie porywaja, o tym ze w metrze kradna i o tym ze taksowek lepiej nie uzywac... Juz w piatek w nocy mielismy sie przekonac, ze nie jest wilk taki straszny jakim go maluja.
Nasi kompani: Kinga i Michal pojechali do Mexico juz w piatek rano i zajeli sie zorganizowaniem noclegow. My, jako mlodziez pracujaca, mielismy do nich dolaczyc wieczorem po odbyciu normowej dniowki oraz odbyciu pierwszej podrozy autokarowej do Meksyku (o wyjezdzie autem nie bylo mowy).
Niestety zalapalismy sie na autokar dosc pozno i dzieki temu moglismy sie karnac metrem o 23-ciej. Metro jak metro. Straszniej niz gdzie indziej nie wygladalo. Podczas gdy jedno z nas z zaciekawieniem ogladalo gumowe opony kursujacych tam pociagow, drugie uwaznie obserwowalo zblizajacych sie ewentualnych przestepcow. Zaden jednak nie odwazyl sie podejsc do tak dziwacznej pary. W zamian za to licznie przechodzily obok dzieci w wieku ok. 10 lat sprzedajace orzeszki lub co tylko sie da, oraz osoby ktore dawno juz przekroczyly wiek emerytalny (przypominam - bylo przed polnoca!).

Po 2 przesiadkach dojechalismy do centrum i juz w pierwszych chwilach po wyjsciu ze stacji zabralismy sie do zwiedzania. Wyszlismy bowiem u stop katedry, ktorej potezny gmach wznosi sie nad rynkiem glownym. Jako, ze bylo pozno, pedem ruszylismy do hotelu, aby rozpoczac zwiedzanie stolicy jak najwczesniej z rana.

Sobota zaczela sie leniwie, na dlugim sniadaniu w srodmiejskiej knajpce. Dlugim zwlaszcza przez obsluge :) Ale po sutym posilku ruszylismy w strone Torre Latinoamericana, z ktorej roznosi sie widok na cala panorame miasta. Mielismy sprawdzic czy faktycznie warstwa smogu, o ktorej tyle opowiadal Cejrowski, faktycznie jest widoczna golym okiem. No i po uwaznej obserwacji stwierdzilismy, ze jest to troche przesadzone, choc faktycznie dalo sie wychwycic szara niby-mgle nad miastem...

Ponizej uczestnicy wyprawy przed wjazdem na wieze oraz widok z gory na Palacio de Bellas Artes.




Glownym celem sobotniego zwiedzania mialo byc muzeum antropologii, dlatego tez tuz po zarejestrowaniu panoramy miasta skierowalismy sie do parku Chapultepec, w ktorym owe muzeum sie znajduje. Planowalismy zwiedzic muzeum z przewodnikiem, jednakze w srodku i juz po skasowaniu biletow, nie udalo nam sie zadnego znalezc. Moze to i lepiej, bo ten pewnie przeprowadzilby nas tylko po najwazniejszych eksponatach, a tak moglismy ogladac do woli niezliczone ilosci waz, masek i figurek. Z drugiej strony, takie dociekliwe zwiedzanie zmeczylo nas bardzo jeszcze przed wejsciem do sali Aztekow...

Z najciekawszych eksponatow: para figurek o blizej nieokreslonym przeznaczeniu,


rekonstrukcja swiatyn Majow,

Bóg wody

no i najbardziej oczekiwany przez nas eksponat: Kamien Slonca, z goscmi na pierwszym planie :)


Po wyczerpujacym zwiedzaniu postanowilismy cos przekasic. Przedarlismy sie metrem do centrum miasta, jednak po wyjsciu na lad okazalo sie, ze... pada. Puscilismy sie pedem do wczesniej wyprobowanej restauracji argentynskiej w celu spalaszowania przesmacznej parilli i wypicia czerwonego, niestety hiszpanskiego, wina.

Deszcz pokrzyzowal nam troche plany poniewaz czesc popoludnia spedzilismy na suszeniu ciuchow. Wieczorem jednak udalo nam sie powalesac po miescie i zajrzec do Katedry gdzie akurat odbywal sie slub.

Reszte zwiedzania zostawilismy na nastepny dzien. Zaczelismy od zajrzenia do Palacio Nacional, gdzie znajduja sie freski Diego Rivery. Oto namiastka:

W tle tego fresku widac jezioro, na ktorym powstala osada "matka" Miasta Meksyk. Dzis po jeziorze w centrum nie ma sladu. Widac jednak spadek po mulistym dnie jeziora - wiekszosc budynkow, w tym katedra oraz polozone obok ruiny Templo Mayor, sa poprzekrzywiane w kazda strone jakby byly osadzone na falach.

Kazdy chetny, za drobna oplata, moze w poblizu katedry wypedzic z siebie zle duchy z pomoca Indianina - szamana... Widac kosciolowi nie przeszkadzaja poganskie obrzedy uprawiane pod ich nosem.

Sciana czaszek w Teplo Mayor (tu troszke widac wspomniane krzywizny).


A na zakonczenie dnia, po pozegnaniu sie z Kinga i Michalem, ktorzy kontynuowali swoj pobyt w bardziej odleglych krainach, pojechalismy do Sanktuarium Guadalupe. Przy bazylice jak zwykle znajdowaly sie tlumy pielgrzymow oraz... sprzedawcow, ktorzy w naplywajacych tu masach widza czysty biznes. Ciekawostka w nowej bazylice (postawionej obok starszej, ktora nie miescila wiernych) to taka automatyczna tasma, na ktorej stawalo sie w celu zobaczenia swietego obrazu. Tym sposobem Meksykanie rozwiazali problem kolejek i przeciskania sie pod obraz. Stojac na takiej tasmie ma sie tylko pare chwil na spojrzenie w gore i ewentualne zrobienie zdjecia. Chetni do dokladnych ogledzin obrazu powtarzaja operacje stawania na tasmie kilkukrotnie.
I znowu kolejny przyklad symbiozy wierzen wspolczesnych i tradycji indianskiej - ludowe tance tuz pod bazylika.

Inny przyklad - jak zarobic pare groszy na pielgrzymach. Kilka symboli meksykanskich takich jak flaga, osiolek, sombrero, Matka z Guadalupe w polaczeniu z jednym symbolem polskim (zdjecie Jana Pawla II) to gotowa sceneria do pstrykania fotek pamiatkowych chetnym przechodniom...


Niestety, ze wzgledu na brak czasu, nie udalo nam sie zwiedzic wszystkich atrakcji Mexico City. Sa jednak jeszcze szanse na powrot, w koncu to tylko 2,5 godziny drogi...

2 komentarze:

  1. To był wspaniale spedzony czas! Koniecznie musicie wrócić do Mexico City- nie byliscie przecież w muzeum Fridy Kahlo. Może nie ma w nim jej najlepszych obrazów, jednak warto tam pójść choćby dla samej atmosfery tego miejsca. Jeszcze raz dzięki!

    OdpowiedzUsuń