poniedziałek, 22 czerwca 2009

Jak to sobie czlowiek czasem

Po krotkich wakacjach czas wrocic do normalnego trybu zycia.
Niestety w Meksyku tryb ten przedstawia sie mniej wiecej w tak:
50% praca
40% sen
10% pozostale.

W ramach jak najlepszego wykorzystania tych ostatnich postanowilismy potrenowac dawno juz zapomniana przez nas wspinaczke.
Nie ukrywam, ze jest to zwiazane z naszymi przyszlotygodniowymi planami, ale o tym na razie sza! aby nie zapeszyc.
Niestety, jedynym miejscem ktore spelnia wymagania "blisko i na chwile" jest Cañada.
Mimo kilku wad - zwlaszcza braku drog - ma ona jeden atut.
Otoz po godzinie 17stej wszystkie drogi sa zacienione i mozna wspinac sie w ukryciu przed czerwcowym meksykanskim sloncem.

Kolejnym atutem jest tez malowniczy krajobraz, ktory skale otacza, a zwlaszcza mnogosc kaktusow i specyficzny kolor skal.

Dla tych, ktorzy jeszcze nie mieli okazji obejrzec Pawla po malych korektach estetycznych:

-wersja z polprofilu

- i wersja "en face"

Na rozgrzewke wybralismy najprostsza droge. Poczatkowo pelni werwy wyruszylismy na jej podboj.


Szybko jednak sie okazalo, ze drogi nie ukonczylismy. I to nie ze wzgledu na forme, ile na zmiany urbanistyczne. Na drodze pojawilo sie kilku nowych mieszkancow i ich budowla....
Tym samym uzgodnilismy, ze lepiej przeniesc sie w inne miejsce.


Druga trasa byla juz duzo bardziej sympatyczna.
Zwlaszcza ze moglismy wspolnie na srodku skalki popodziwiac widok z gory.


konca nie widac...



Po krotkim wypoczynku, czas zaatakowac druga czesc...




No i z powrotem na dole...





A o naszych kolejnych przygodach juz wkrotce...
Pozdrawiamy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz