Wraz z naszymi gościmi Andrzejem i Radkiem postanowiliśmy tam wjechac i zdobyć dodatkowe pare metrów piechotą.
Pierwszego dnia weekendowego wypadu dotarliśmy pod przelęcz dzielącą oba wulkany, do Cabañas (tutejszy odpowiednik polskich domków kempingowych). Po drodze napotkalismy progi zwalniające tak wysokie, że wszyscy poza kierowcą musieli wychodzic z samochodu, żeby przez nie przejachać. Trudno zrozumieć funkcję tych wynalazkow, które wyrastaja często w bezludnych miejscach na drogach tak wyboistych, że nie da się jechac szybciej niż 20km/h.
Dzięki cierpliwości i wytrwalości Radka w rozpalaniu mokrego drewna, spadziliśmy mily wieczór przed kominikem dopóki dym nie przepedził nas do łożek.
Następnego dnia prawie z samego rana ruszylismy w droge i zaraz po wyjechaniu nad granice lasu mogliśmy podziwiać co jakis czas wyłaniające się zza chmur ośnieżone szczyty wulkanów.
Pierwszy widok na Izte
I na Popo
Podczas kilkugodzinnej wędrówki w stronę szczytu Izty podziwialiśmy między innymi wspanialą ścianę Popo wznoszącą się ponad chmurami.
No i dotknęlismy sniegu w gorącym Meksyku
Tym razem strasznie zasapani zakończylismy wspinaczkę na wysokosci 4500m.